Na urlopie zaprosił ją na wódkę. W tamtej knajpie podawali właściwie zamrożonego Smirnoff'a Expresso. Taką wytrawną kawówkę.
Od zawsze wiedzieli że najlepiej zmrożoną wódkę podają w lichych barach. Smak kawy zostawał długo w ustach. Nie mógł go przegryżć smak twardych sutków, i soli z szyi.
Nad ranem szczęśliwi uzgodnili między sobą że to była tylko awantura, ten ostatni raz. I są wyłącznie przyjaciółmi.
Jeszcze nie ubierali się, czekali kto pierwszy ruszy tyłek i nastawi wodę na kawę.
I padnie sakramentalne w takich sytuacjach pytanie : mieloną czy rozpuszczalną.
Mimo że była to ich pierwsza i ostatnia noc, oboje doskonale wiedzieli ile cukru, i czy z mlekiem czy bez. Jednak zapamiętanie czy rozpuszczalna czy mielona wychodziło poza percepcję. Zmieleni rozpustą pierwszej i ostatniej wspólnej nocy nie chcieli wtedy zajmować się drobiazgami.
Miało pachnieć, na zasadzie wybitego w podświadomość przez reklamy zapachu kawy o poranku. Że magia i takie tam.
Spasowała pierwsza. Leniwie ściągnęła stopy na chłodną podłogę, specjalnie by mógł się ten ostatni raz napatrzyć, ruszała nagimi pośladkami nalewając wodę i sypiać mieloną.
Ruszył się też z łóżka. Czekała na to. Wyjął z hotelowego kredensu dwa malutkie kieliszki. Co prawda hotel był podrzędny, nie mieli czasu wczoraj, i chęci znależć czegoś ludzkiego. Zamrażarka była nastawiona na maksa. Palce kleiły się do przemrożonego szkła. Wódka była jak olej. Gęsta.
"Strzemiennego" mruknęła swoim głębokim altem, i dotknęła wargami kieliszka. Te parę mililitrów CH³O pili trochę zbyt powoli, przeciągając w czasie ostatni łyk.
Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. "Gdybyś była 5 kilogramów cięższa byłby wstyd" pomyślał , kładąc ją delikatnie. Oboje smakowali wódką.
Był środek lata, ubranie się zajęło jej minutę. Wiedzieli że nie będzie żadnych telefonów, kontaktów, majli.
Że jest za dobrze żeby to ciągnąć w nieskończoność.
Wbiła szpilki i szła ku drzwiom. Pomachała jak Marlena nie odwracając się.
Zapalił w łóżku, nie dało się odróżnić czy ten trzask to drzwi z numeru obok, czy drzwi taksówki z dołu.
W łazience ,full klasyka, na lusterku odbity profil ust. " no zdążyła się ogarnąć, tylko kiedy?" myślał delikatnie ścierając szminkę ze szkła. Wiedziony tanim sentymentalizmem schował bibułkę do kieszeni. Chociaż wiedział że za kilka miesięcy wyląduje w koszu.
Ubrał się, wrzucił klamoty do worka podróżnego. Umył zęby. Dezodorant. Woda kolońska. Spray. Płyn do ust.
Gotowy do wyjścia otworzył lodówkę.
Bezwiednie nalał do jej kieliszka. Na rancie były ślady czerwonej pomadki. Co nie wskazywało że wybrał go bezwiednie.
" Mało wypiliśmy, kilka kropli" patrzył na butelkę, dotykając wargami kieliszka.
Na dworzec pojechał tramwajem, chciał obcych ludzi wokół w tym momencie. Pragnął pachnieć damską pomadką w dusznym tramwaju.
"ostatni urlop, facet, to nie może powtarzać się w nieskończoność, alkohol i kobiety doprowadzą cię do punktu zero, man" pomyślał, podając nonszalancko bilet do kontroli kanarowi.
Ten drugi, z tyłu głowy, co nigdy go nie opuścił , warknął: "stary , lubimy wracać do punktu zero, co?".